Na talerzu prasa, reklama, komunikacja, spoty, kampanie.
Z medialnego menu wybieram przekazy zwracające uwagę - te pyszne i te niestrawne, świeże i nadpsute;)
Piszę i oceniam bardzo subiektywnie...

środa, 21 września 2011

Pani Maria z Herbacianego Ogrodu

Nie znam Pani Marii osobiście, a jednak - lubię ją. Pani Maria solidnie wykonuje swoją pracę, potrafi mile zaskoczyć i... nie wiem nawet, czy istnieje;)

Herbaciany Ogród - marka Herbapolu. W biurowej kuchni stale goszczą owocowo-ziołowe herbaty z tej serii, w tym moja ulubiona: malinowa. A jednak dopiero dziś zwróciłam uwagę na karteczkę ukrytą pod papierową torebką z herbatą. Karteczka jest niewielka, ale niespodzianka - przemiła. Prosta wiadomość od Pani Marii: "Zapakowałam specjalnie dla Ciebie" wywołała mój uśmiech. Nie sądziłam, że moja ulubiona herbata owocowa może smakować jeszcze lepiej, ale dziś smakowała. Oczywiście zżera mnie ciekawość - czy herbatę z dzikiej róży też pakuje pani Maria? Czy na każdej z karteczek zamieszczono ten sam tekst? Herbapol wciągnął mnie do zabawy prostą, sprawdzoną metodą.





Z akcentów humorystycznych - numer kontrolera jakości na załączonej karteczce to 69. Jasne, firma nie może ręczyć za wszelkie frywolne skojarzenia konsumentów, ale sami przyznacie, że zestawienie wiadomości, podpisu i pieczątki aż się prosi o drobną uszczypliwość;)



Agata

czwartek, 8 września 2011

Niemcy-Polska 18:1

Jest futbol, jest energia. Są wybory, są emocje. 6 września nasz reprezentacja grała z drużyną z Niemiec. Do szczęścia zabrakło kilku sekund, historyczna wygrana była na wyciągnięcie ręki. A jednak, mecz zakończył się remisem 2:2. Dzień później znalazłam w swojej skrzynce wiadomość zatytułowaną "Niemcy-Polska: 2 do 2 czy 18 do 1?". O co chodzi?

Mail tak dobrze wstrzelił się w temat polsko-niemieckiej rywalizacji, że po prostu musiałam go otworzyć. Nie była to łatwa decyzja, bo w polu nadawcy widniało nieznane mi nazwisko, brakowało nazwy instytucji - w zasięgu wzroku nic, co pomogłoby mi uznać list za nie-spam;) Ciekawość wygrywa. Otwieram i widzę Monikę Mrozowską oraz Michała Piróga z minami posępnymi niczym maski Tuska i Kaczyńskiego, które trzymają w dłoniach. Jest i zachęta: "Aby dowiedzieć się więcej przejdź na www.MyOdnawialni.pl!" Zamiast iść na wskazaną stronę, czytam dalej: "Niemcy-Polska 2:2. Znakomicie! Ale w meczu o czystą i bezpieczną energię jesteśmy daleko z tyłu!" i już poznaję - marketing by Greenpeace.



Tak udanego mailingu nie widziałam dawno. Świetne wyczucie czasu (mecz, kampania wyborcza), doskonałe wejście w emocje (rywalizacja z Niemcami, szansa na wygraną.) Nawet copy znośne, choć metafora boiska i rywalizacji do najświeższych nie należy, za to pozwala łatwo dostosować copy do wyniku meczu ;) Wiadomość zachęca do wysłania apelu do polityków, by w ten sposób zwrócić ich uwagę na kwestię energii odnawialnej, potencjału rynkowego (miejsca pracy) i ekonomicznego (niższe rachunki) takich rozwiązań.

Mailing jest elementem akcji "My Odnawialni", w którą poza Mrozowską i Pirógiem włączyli się: Wojciech Eichelberger, Agnieszka Szulim, Paulina Przybysz i Krystyna Czubówna.

Strona poświęcona akcji gości w internetowym serwisie Gazety Wyborczej. Przez stronę można wysłać wspomniany apel, jest tam baza wiedzy (artykuły, pomysły na to jako efektywnie wykorzystywać i oszczędzać energię). Można też obejrzeć filmy - świetny spot z duetem Mrozowska&Piróg


i trzy nagrania omawiające - ustami znanych osób niezaangażowanych w projekt - kwestie eko-miejsc pracy (Paulina Przybysz), wykorzystania ogniw fotowoltaicznych (Agnieszka Szulim) i etyczne (Wojciech Eichelberger).


Widzę w My Odnawialni ciekawą formułę - z jednej strony jest to akcji edukacyjna, proekologiczna, z drugiej - można ją zaliczyć do kampanii namawiających do świadomego głosowania w nadchodzących wyborach, wybierania polityków z wizją i wiedzą, do szukania selekcjonerów i trenerów, którzy pozwolą nam wreszcie wygrać z Niemcami.

Agata

poniedziałek, 30 maja 2011

Marek Kondrat w nowym serialu

To nie będzie post o wyższości świętowania urodzin (vide: IKEA) nad świętowaniem imienin. Ani nawet o tym, czy lepiej trzymać się sprawdzonych metod, czy zaskakiwać czymś nieznanym. To będzie post o tym, że Marek Kondrat gra w serialu "Imieninowy procent". Serial - jak donosi mmp24 - ma mieć 40 odcinków.

40 dni, 40 spotów, 40 imion. W 40 odsłonach ING będzie promować swój nowy produkt - imieninowe oprocentowanie. Bajkowa sceneria, łagodna muzyka i głos Kondrata mają przenieść widzów do krainy spełnionych marzeń. Tylko ze mną coś nie tak, bo zamiast przenosić się w świat marzeń, wracam do starych 'Koncertów Życzeń';) Przenoszę się i... to nawet nie jest złe, bo przy całym kiczu, koncerty były znakomitym przykładem - prehistorycznego z dzisiejszego punktu widzenia - sposobu budowania relacji między medium (telewizja) a odbiorcą. Nowe reklamy ING wracają to tego typu interakcji widz-telewizja. Spoty mają być nadawane codziennie, kierując się do adresata świętującego w tym dniu swoje imieniny. Solenizanci poczują się wyróżnieni, a inni odbiorcy na pewno docenią tę przypominajkę i - o ile obejrzą kilka spotów, a sądzę, że tylko to gwarantuje rozkminienie konceptu) - na pewno docenią kreatywność twórców projektu.



Tak oto Marek Kondrat pojawia się w kolejnym - po "W labiryncie" - serialu świetnie korespondującym z polską rzeczywistością. Nawet hasło zachęcające do oszczędzania ("jaki stan konta, taki stan ducha") świetnie pokazuje jak wielka przepaść dzieli te produkcje i jak daleko nam do krainy prawdziwego szczęścia...

Agata

wtorek, 24 maja 2011

IKEA dziękuje Polsce - stare dobre małżeństwo?

Otwieram skrzynkę, a tam "Tack Polen! Dziękujemy, Polsko!" - kampania 50 lat razem by IKEA przypomina mi o sobie po raz kolejny. W docieraniu do Polaków, szwedzka firma wydaje się działać skuteczniej niż GUS podczas spisu powszechnego. Ale po kolei.

Gdy pierwszy raz zobaczyłam hasło "50 lat IKEA w Polsce" pomyślałam, że to jakieś nieporozumienie. Myśl 1: może faktyczne tak jest, tylko ja jestem za młoda, aby pamiętać ewentualne wzmianki prasowe sprzed pół wieku? Myśl 2: przecież 50 lat temu IKEA nie była tak potężną firmą jak teraz, może po prostu wtedy wykorzystywali nasze fabryki? Ten krótki proces myślowy uważam za ogromny sukces IKEI. Udało im się zamieszkać w mojej głowie i nakłonić do zastanowienia "o co chodzi?" Sądzę, że wiele osób zadawało sobie podobne pytania, czyli: Jak to się stało? Czemu mówią o 50 latach? IKEA znakomicie na te pytania odpowiada, łącząc komunikację wizerunkową z kampanią produktową, co - jak słusznie zauważyła Natalia Hatalaska - nie jest wcale proste.

Skoro już zaczęłam od urodzinowej przesyłki IKEA, pójdę tym tropem. W kopercie znalazłam ulotkę i kupon rabatowy na 20 złotych. Taki zestaw do końca czerwca ma trafić do 9 milionów gospodarstw domowych! Ulotka ma swój urok - na okładce oldskulowy rysunek, w środku garść czarno-białych zdjęć i sporo informacji ujętych w dobrym copy. Samo hasło "50 lat współpracy bardzo nas zbliżyło" z połączeniu z powracającym w tekstach przekazem (Polska - punkt zwrotny w historii IKEA) pozwala polskiemu odbiorcy na nowo spojrzeć na firmę, dostrzec w niej nie tyle szwedzkie imperium meblowe, ile... coś tutejszego, naszego, swojskiego wręcz. To ciekawy zabieg, bo umożliwia IKEI wpisanie się w polską historię, przemiany rynkowe. Czyż nie jesteście, Polacy - zdaje się mówić IKEA - dumni z tego, że tak daleko zaszliście? W ulotce podoba mi się jeszcze oś czasu, na której pokazane są, polsko-szwedzkie relacje. Jest oczywiście rok 1961 (IKEA podpisuje pierwszy kontrakt na produkcję krzeseł w fabryce mebli giętych w Radomsku), ale jest też słynny występ ABBY w Studio2, czy Nobel dla Miłosza. Słowem: marketingowo-popkulturowy miks, który lekko się czyta i działa niezwykle skutecznie.




Kupon pewnie zrealizuję, tym bardziej, że świętując urodziny, IKEA przygotowała jubileuszową kolekcję mebli. Dlaczego "meble, które swoim stylem nawiązują do wystroju wnętrz z lat 60. oraz 70. XX wieku" miałyby się sprzedać? Uważam, że to strzał w dziesiątkę, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę sukces wystawy "Chcemy być nowocześni" (pisałam o niej na swoim drugim blogu). Bony cieszą się zresztą sporym powodzeniem, o czym może świadczyć druga strona polskiej kreatywności widoczna w takich ogłoszeniach:



W całej kampanii IKEA podoba mi się spójność: od powracającego motywu krzesła po zbudowane wokół niego story. IKEA-mit na polskie potrzeby: od przypadkowego krzesła do długoletniej współpracy. Dowcipinie i sympatycznie pokazano to w spocie



Spoty są jeszcze dwa, do obejrzenia w specjalnie uruchomionym serwisie www.50LatRazem.pl Do estetycznej, prostej (menu!) i przejrzystej (prezentacja historii) strony odsyłają wszystkie materiały promocyjne urodzinowej kampanii, także reklamy prasowe. Na te ostatnie nie trafiłam, ale jeden z przykładów ciekawie opisał Jerzy Ciszewski.

Urodziny się udały. Co dalej?

Agata

sobota, 16 kwietnia 2011

Google się rusza!

Dzisiejszy doodle zainspirował mnie do poszperania w sieci i przygotowania przeglądu - krótkiego, bo też chyba niewiele ich dotąd było - animowanych logo Google. Kolejność nieprzypadkowa - faworyci przodem;)

Na urodziny grywalny Pac-man
Niewiele starszy ode mnie Pac-man to hit. W dodatku zacnie się starzeje. Nie sądzę, aby twórcy doodle z okazji jego 30 urodzin zdawali sobie sprawę, jak skutecznie zmiana strony może odciągnąć od pracy. No bo jak, jeśli nie masowym klikaniem mogło się skończyć umieszczenie grywalnej wersji logo w oknie najpopularniejszej wyszukiwarki?;) Co ciekawe, mimo, że to logo urodzinowe, Google zatrzymał je przez dwa dni, tłumacząc na swoim blogu, że to zbyt fajny gadżet, aby zdjąć go po 24 godzinach. Dla tych, którzy nie załapali się na sesję Pac-mana wtedy, link, pod którym można obejrzeć (i zagrać!) to wyjątkowe animowane logo Google: Google świętuje 30 urodziny Pac-mana Gorąco polecam!

Nieklikalne logo kreuje buzz
Latające kulki-bańki w kolorach Google pojawiły się na stronie wyszukiwarki 7 września 2010 roku i wywołały burzę domysłów, spekulacji oraz mnóstwo zabawy. Poza tym, że zabawne i wciągające, logo było nieklikalne - nie prowadziło, jak zwykle do wyjaśnienia w postaci wyników wyszukiwania. Wspaniałe!



Co ciekawe, pomysł nabiera nowego znaczenia w dzisiejszym polskim kontekście, gdy podobnie do Googlowych kulek zachowuje się logo Netii. Zbieg okoliczności? inspiracja?



Imagine po raz kolejny, ale jak!
John Lennon wiedział jak tworzyć historię i budować legendę. I nie zmieniło się to do dziś. 70 rocznica urodzin muzyka stała się okazją do stworzenia pierwszego w historii Google animowanego logo Spread Peace. Imagine Peace - czy można tego dokonać szybciej i skuteczniej, niż przypominając internautom Imagine? Zacne!



Chaplin zamiast świętować może z nudów przewrócić się w grobie
Na tle pozostałych opisanych przeze mnie dzisiejsza animacja wypada blado. Dlaczego? Doodle z okazji 122 rocznicy urodzin Charliego Chaplin to pomysł tyleż ciekawy, co... nieciekawie zrealizowany. Tak trudno podrobić styl słynnego komika, że każda próba może zakończyć się fiaskiem. Owszem, logo zwraca uwagę, fajnie wpleciono napis Google w pierwszy kadr (tytuł gazety - super pomysł!),ale filmik po prostu nie wciąga. Wynudziłam się okrutnie, a przecież całość trwa zaledwie(?) nieco ponad dwie minuty...


Agata

poniedziałek, 28 marca 2011

Głową w mur - jak Adidas funduje sobie kryzys / update 3

Poniedziałek. Ci, którzy weekend spędzili bez komputerów, bez telefonów i w błogiej nieświadomości, teraz zabierają głos. Na początek Jan Żórawski, który na wallu profilu Wokół Służewca pisze: "w imieniu p.Włodzimierza Bąkowskiego- Dyrektora Oddziału TS Wwyścigi Konne Tor Służewiec informuję wszystkich, że nigdy podkreślam NIGDY nie wyrażaliśmy zgody na zamalowanie muru. pozdrawiam wszystkich" W takim razie:
- jak to się stało, że mur został otoczony, zabezpieczony przez ochronę i... zamalowany?
- dlaczego, gdy już się to działo, nie było interwencji ze strony TS?
- czemu nie odpowiecie w formie oficjalnego oświadczenia?
- co z informacją zawartą w oświadczeniu Adidasa, jakoby "Dom mediowy otrzymał ofertę wykorzystania Muru Służewieckiego jako powierzchnii reklamowej (...) propozycja została oficjalnie złożona przez właściciela obiektu"?

Druga sprawa, rzucająca nowe światło (?) na bieg wydarzeń to tekst Wojtka Sokoła, w którym pisze: "Całością zajmował się dla Adidasa Dom Mediowy Scope Polska i to on próbował zlecić tą robotę różnym ekipom". Czyli w kontekście całej sprawy pojawia się nazwa kolejnego podmiotu. I tym razem, jak w komentarzach zwolenników Tailor Made PR (pisałam o tym wcześniej w osobnej notatce) jest to dom mediowy, ale... zupełnie inny. Co ciekawe ani Carat, którego nazwa przewijała się wielokrotnie na wallu Tailor Made, ani wspomniany przez Wojtka Sokoła Scope Polska nie wydały żadnych oficjalnych oświadczeń, nie komentują pojawiających się informacji, nie odnoszą do tekstów internautów. Aż chce się zapytać: co jest grane? Czyżby przedłużyli sobie weekend?;)

Edit: oświadczenie Totalizatora Sportowego (cyt. za stroną torsluzewiec.pl)

"Oświadczenie dot. zamalowania służewieckiego muru przy ul. Puławskiej

W imieniu Totalizatora Sportowego oświadczam, że Spółka nie jest ani stroną, ani beneficjentem działań prowadzonych przez dom mediowy na rzecz firmy odzieżowej Adidas.

Z całą mocą podkreślam, że z tytułu aktywności reprezentującego firmę Adidas domu mediowego Totalizator Sportowy nie otrzymał ani nie otrzyma żadnego wynagrodzenia.

Okalający Tor Wyścigów Konnych mur od lat jest traktowany jako przestrzeń publiczna, na której obowiązuje nieformalna akceptacja dla aktywności środowiska grafficiarzy, która w pełni respektujemy, nie wydając formalnych czy nieformalnych zgód lub zezwoleń na tworzenie graffiti.

Z poważaniem,
Piotr Gawron
Rzecznik prasowy
Totalizatora Sportowego Sp. z o.o."


Oświadczenie jest, ale nie odnosi się do wszystkich spraw. Pytania zadane w pierwszym akapicie pozostają aktualne...

Agata

niedziela, 27 marca 2011

Głową w mur - jak Adidas funduje sobie kryzys / update 2

Lepiej późno niż wcale - tyle przysłowie. A w sytuacji kryzysowej? Im szybciej tym lepiej. Oświadczenie Adidasa, na które właśnie trafiłam na stronie TVN Warszawa pojawia się za późno o kilkanaście tysięcy fanów adisucks, kilkadziesiąt artykułów prasowych oraz postów na blogach i kilkaset komentarzy na stronie Tailor Made PR.

Rozbierając oświadczenie na czynniki pierwsze

1. "Potraktowaliśmy to jako szansę dla uczczenia sztuki ulicy w formie graffiti i street art. Mieliśmy najlepsze intencje, aby zwrócić uwagę na jej wyjątkowość, bez niszczenia dorobku." - to dość zaskakujące stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że lawina negatywnych komentarzy i pomysł bojkotu ruszyły właśnie dlatego, że - w opinii najbardziej zainteresowanego środowiska, czyli streetartowców - malowanie muru jest niczym innym, jak właśnie niszczeniem wspomnianego dorobku.

2. "Jesteśmy firmą, która na bieżąco śledzi opinie i działa w sposób odpowiedzialny, więc podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu prac nad projektem, aby z rozwagą zweryfikować podjęte działania oraz dalsze kroki." - wstrzymanie prac, o czym pisali fani adisucks, pozwoli uratować choć kawałek muru, ale... jaka odpowiedzialna firma w ogóle rusza z takim projektem bez zbadania potencjalnego wydźwięku swoich działań? I co oznacza 'na bieżąco śledzi i działa'? W przypadku mediów społecznościowych to rozumienie 'na bieżąco' widać nie zdało egzaminu;)

3. "Jednocześnie informujemy, że agencja Tailor Made PR nie była zaangażowana w projekt. Aktywności są prowadzone przez dom mediowy." - nie mogę się powstrzymać: I co z tego??? I co z tego, skoro i tak już oberwali? I co z tego, skoro sposób prowadzenia przez Tailor Made PR komunikacji w tej sprawie urósł do osobnego przypadku kryzysowego? I co z tego, skoro ich nazwa znowu się pojawia w kontekście całej sprawy? I jak to jest, że dom mediowy odpowiedzialny za cały ambaras pozostaje anonimowy, że nigdzie nie pojawia się ani słowo z ich strony?

Pełny tekst oświadczenia ze strony TVN Warszawa

Oświadczenie adidas w sprawie muru na Służewcu
Dom mediowy otrzymał ofertę wykorzystania Muru Służewieckiego jako powierzchnii reklamowej.
Otrzymaliśmy informację, że propozycja została oficjalnie złożona przez właściciela obiektu. Projekt działań został przedstawiony marce adidas. Potraktowaliśmy to jako szansę dla uczczenia sztuki ulicy w formie graffiti i street art. Mieliśmy najlepsze intencje, aby zwrócić uwagę na jej wyjątkowość, bez niszczenia dorobku.
Jesteśmy firmą, która na bieżąco śledzi opinie i działa w sposób odpowiedzialny, więc podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu prac nad projektem, aby z rozwagą zweryfikować podjęte działania oraz dalsze kroki.
adidas będzie powiadamiał o dalszych decyzjach. Jednocześnie informujemy, że agencja Tailor Made PR nie była zaangażowana w projekt. Aktywności są prowadzone przez dom mediowy.
adidas


Wciąż czekam na sensowne okołokryzysowe działania Tailor Made PR, bo jednak zamieszczenie linku do artykułu TVN Warszawa na swojej facebookowej stronie to za mało i na jakiekolwiek oświadczenie domu mediowego. Ciekawa też jestem reakcji fanów adisucks. Jeden z nich (Arvind Juneja) pyta wprost:Co wg Was można teraz zrobić? To co zostało ZNISZCZONE - a nie ukrywajmy, zmasakrowano czarna farbą kawał historii - już nie jest do odzyskania a sam fakt "Jamu" tego nie zmieni. W zasadzie nic tego nie zmieni. Skoro więc nie można cofnąć czasu, co od strony Adidasa mogłoby sprawić, że będzie lepiej?"

No właśnie: co? I czy przypadkiem przed Adidasem nie stoi zadanie z gatunku 'jak zadowolić wszystkich'? Wiadomo przecież, że taki się jeszcze nie urodził...

edit: na stronie adisucks właśnie pojawił się komentarz do oświadczenia: "HOŁD! Brawo! W takim razie w hołdzie pisarzom palmy ich książki, na rzeźby zakładajmy siatki z logo coca-coli, muzykom wyłączajmy prąd w trakcie koncertów etc. Dwa dni milczenia i taki geniusz..." Nikt nie obiecywał, że wyjście z kryzysu będzie szybkie, łatwe i bezbolesne;)

Agata

Głową w mur - jak Adidas funduje sobie kryzys / update 1

Nowy dzień, nowe możliwości... dla wybranych. Dla Adidasa, a dziś także dla Tailor Made PR, to raczej wczorajsze kłopoty w nowej, większej skali. Społeczność Adisucks rozrosła się do 12 081 fanów. Ale to nie jedyna strona, którą zalicza nowe lajki. Fanpage agencji Tailor Made PR też ma nowych fanów, choć w tym przypadku klikanie 'lubię to' ma niewiele wspólnego z pozytywnymi emocjami.


Tailor Made PR na swoim łolu
W prasie wciąż przytaczana jest wypowiedź Magdaleny Gąsiewicz, co jeszcze bardziej szkodzi i Adidasowi i agencji. A co pisze Tailor Made PR na swoim łolu?

Pierwszy post na temat całej sytuacji - odpowiedź na linki i pytania zwolenników Adisucks wrzucane na łola agencji: "Nie mam nic wspólnego z planowaniem i organizowaniem akcji na Służewcu. Właśnie wyjaśniamy całą sytuację." Godzinę później prośba: "Dajcie nam proszę czas na wyjaśnienie sytuacji. Nam też na tym bardzo zależy."
Później oświadczenie: "Szanowni Państwo, w odpowiedzi na zarzuty środowiska dotyczące projektu związanego z murem Wyścigów Konnych w Warszawie, oświadczamy iż agencja Tailor Made PR nie jest jego pomysłodawcą ani organizatorem. Obecnie pracujemy nad wyjaśnieniem całej sytuacji, a w końcu... "Wczoraj wieczorem wydaliśmy oficjalne oświadczenie w tej sprawie i dopóki nasz klient nie wprowadzi nas w całą sytuację nie możemy jakkolwiek się do niej odnosić w oficjalnej komunikacji. Od 14 godzin, podobnie jak wszyscy zainteresowani sprawą czekamy na wyjaśnienia." Do tego komentarz Marcina Giebułtowskiego (który jak twierdzi nie jest zawodowo związany z agencją Tailor Made PR) wklejany przy niemal każdym poście z wytrwałością godną lepszej sprawy: "Tailor Made PR nie ma z ta akcja nic wspolnego i zostalo to dzisiaj dosc wyraznie wyjasnione, to byl pomysl domu mediowego Karat, a Tailor Made PR tylko zostal zapytany o cala sprawe przez tvn Warszawa. Moze byscie szanowni zwalczacze byli uprzejmi skierowac swoja agresje przeciwko inicjatorowi tej akcji, ktorym NIE jest TM? tak trudno odroznic jedna agencje od drugiej? Jesli Wam sie nie podoba cala akcja to komunikujcie to Adidasowi a nie masakrujcie Bogu ducha winna agencje PRowska."

Nowi fani na łolu Tailor Made PR
Wszystko to w atmosferze mniej lub bardziej ironicznych, obraźliwych komentarzy, z których moim faworytami są:
"A ja jestem ciekaw, jak wpadliście na ten pomysł i skąd przekonanie, że to się uda? Jak mogliście nie przewidzieć takiego feedbacku? Gratulacje :) Jestem właśnie na szkoleniu PR i mamy do omówienia świetny, świeżutki case ;]" by Aleksander Bogdański
"lipa panie... jak narobiliście sobie już takich kłopotów, to moglibyście chociaż nie ściemniać pogrążając się jeszcze bardziej. To nie strzał w stopę, to strzał w oba kolana." by Sztaba Man
"No cóż, do podręczników PR i Marketingu można trafić na dwa sposoby - moje gratulacje, szkoda że w ten łatwiejszy ;) " by Michał Szymankiewicz

Co uderza w tej całej sytuacji?
- bez względu na pomysłodawcę/realizatora akcji: brak - ze strony agencji - wcześniejszej analizy zagrożeń,
- linia obrony "to nie my, to oni", czyli w gruncie rzeczy próba odcięcia się od całej sprawy,
- dłuuuugi czas oczekiwania na jakąkolwiek reakcję, czy słowo wyjaśnienia ze strony agencji,
- argumenty stosowane przez obrońców agencji - nawet jeśli nie związanych zawodowo z firmą - które zamiast jej pomagać, tylko szkodzą, np.:
"w końcu to domy mediowe odpowiadają za działania reklamowe tak dużych klientów jak Adidas, nie PR-owska agencja" by Magdalena Gryn
"Agencje PRowskie robia BARDZO ROZNE rzeczy i nie zawsze odpowiadaja calosciowo za klienta. Czasem jest to bardzo wyrywkowy projekt. Duze firmy maja po kilkanascie agencji." by Marcin Giebultowski
"w sprawie uczestniczy iles stron a jest sobota. Nie kazdy dziala 24/24" by Marcin Giebultowski
"a jesli dziennikarz skrocil wypowiedz bo mu tak bylo wyugodniej? to tez wina agencji? czasem trzeba zalowac, ze sie chcialo pomoc" by Marcin Giebultowski w odpowiedzi na "Ale kiedy firma PRowa wypowiada się w kwestii jakiejś akcji, to zasadniczo tylko wtedy, kiedy jej się za to płaci. Po to są firmy PRowe. Trudno mi uwierzyć, że przypadkowo trafili do artykułu." by Tomasz Owsianko

Czemu takie argumenty szkodzą?
Po pierwsze pokazują sprzeczności - po co agencja wypowiada się dla mediów w sprawie projektu, z którym nie ma nic wspólnego i o którym, jak twierdzą komentatorzy, nic nie wie?
Po drugie, pisać w sytuacji kryzysu, że nie każdy działa 24/24 to jak powiedzieć - sąsiad zalewa mi mieszkanie, ale poczekam jeszcze, aż wody uzbiera się pod sufit, albo jak utonę...
Po trzecie, argument jakoby dziennikarz skrócił wypowiedź jest do bani - myślę, że PR-owcy znają prawo prasowe i wiedzą, że mają prawo domagać się (ale oni sami, a nie dziennikarz biegać za nimi) autoryzacji dosłownej wypowiedzi, a o takim przypadku mówimy. Czyli ten argument obnaża ewentualną niewiedzę (naiwność?)

Po ponad 24 godzinach od ruszenia lawiny nie znalazłam ani oficjalnego oświadczenia Adidasa, ani reakcji domu mediowego Carat... stay tuned for more updates

Agata

sobota, 26 marca 2011

Głową w mur - jak Adidas funduje sobie kryzys

Wchodzę na Goldenline i widzę wątek Fatalne posunięcie adidasa, wchodzę na Facebooka i widzę 7542 fanów strony adisuckswzywającej do bojkotu produktów firmy Adidas. O co chodzi? Najwyraźniej ktoś z działu marketingu Adidas i/lub agencji obsługującej firmę mocno uderzył się w głowę. O mur. A teraz postanowił, również o mur, rozbić wizerunek marki.

W poniedziałek ma rozpocząć się wielkie malowanie. Niby nic dziwnego - wiosna w końcu, odświeżanie na czasie. Problem jednak w miejscu, bo na lokalizację swojej malowanej megareklamy Adidas wybrał... ogrodzenie Wyścigów Konnych na Służewcu, jak piszą na swoich stronach TVN Warszawa i Życie Warszawy: kultowe miejsce, mekkę artystów streetartowych.

Skąd ten pomysł? Czy faktycznie Adidas - deklarujący i pozycjonujący się jako bliski klimatom hip-hopowym - nie zauważa problemu? W wypowiedzi dla TVN Warszawa, Magdalena Gąsiewicz z firmy Tailor Made PR, reprezentującej Adidasa mówi: "nad muralem (reklamą) będzie pracowała grupa 15 osób. Pomalowany ma być cały mur i będzie to trwać kilka dni". Kto maluje? Kim jest wspomniane 15 osób? Jeśli są to - a przecież to prawdopodobne - przedstawiciele środowiska streeartowego, po co ukrywać całą akcję i narażać się na krytykę i kryzys? A może zaszliśmy już tak daleko w piętrzeniu znaczeń i złożoności komunikacji, że coś, co jeszcze dziś wygląda na poważny kryzys, okaże się być... fake'owe jak biust Pameli Anderson? Z jednej strony - gdyby tak było - jakim trzeba być szaleńcem, aby sądzić, że nad taką piętrową komunikacją można zapanować? Z drugiej, ktoś, kto decyduje się zamalować kawał historii musi mieć w sobie nie odrobinę, ale masę szaleństwa...

Tymczasem, od chwili rozpoczęcia pisania tego posta, liczba fanów facebookowej strony adisucks skoczyła do 7652 osób (strona powstała dziś, w sobotę rano), które tym samym identyfikują się z takimi oto postulatami twórców strony:

"Ostatnio doszło do rzeczy jakże nas gorszącej, jedna z firm mówiąca o tym, że jest marką wpierającą kulturę hip-hop...wykorzystującą graffiti w swoich nadrukach na produktach...identyfikująca się z tą kultura dzisiaj niszczy coś co jest żywą historią i dorobkiem wielu pokoleń artystów graffiti. Osób, które czynnie tworzą i wspierają swoją pracą propagowanie kultury Hip-hop.
Firma adidas postanowiła w miejscu naszej "miejskiej galerii" wykonać na szerokości prawie całego muru swoją reklamę!
Tym czynem pokazuje wszystkim, co o nas myśli, że nie obchodzi ją nasza historia, nasze dzieło.
Dlatego - ogłaszamy ogólny bojkot produktów z linii adidas!
Nie przykładaj ręki do śmierci miejsca, które jest częścią naszej historii.
Miejsca do którego przyjeżdżali artyści z całego świata, aby umieścić za własne pieniądze swoją pracę.
Pokażmy im, że to co właśnie dzieje się na naszych oczach jest źle postrzegane przez nas samych i naszych znajomych! Niech wiedzą, że robią źle."


Zdjęcia z zamalowywania można zobaczyć na blogach:
gadzinowski.pl
tenisufki.eu

Akcja już jest i to mocna. Gdzie reakcja Adidasa?

Agata

środa, 23 marca 2011

Polityk w reklamie czyli najnowsza kampania Biedronki

Monitoring mediów na hasło "Biedronka" rozgrzany do czerwoności. Dużo pracy, masa komunikatów do skatalogowania, nazwa sieci dyskontów odmieniana przez wszystkie przypadki w nagłówkach, artykułach, facebookowych statusach (mój faworyt to "jak biedrona może być dla biedoty, skoro sprzedają tam piwo VIP" by Joanna Mazia).

Przy okazji kampanii zafundowanej Biedronce przez Jarosława Kaczyńskiego rzuca się w oczy spójność przekazu obu stron dyskusji - chyba po raz pierwszy PO i PiS tak bardzo się zgadzają. Czy z prawa, czy z bardziej prawa, jedno jest jasne: w Biedronce jest tanio! Nie wiem, czy którykolwiek billboard albo spot emitowany wcześniej przez właściciela sieci zdołał przekonać do tego tak wielu Polaków. W dodatku, dzięki deklaracjom premiera "Ja, rodzina i znajomi kupujemy w Biedronce" jest szansa na trafienie do zupełnie nowej grupy docelowej, która dotąd zakupy w sieci dyskontów uważała za obciach.





Zastanawiam się, jak powinno wyglądać rozliczenie pomiędzy zaangażowanymi podmiotami? Subiektywnie oceniam, że za taką reklamę, taki PR nawet wynagrodzenie zbliżone do legendarnej już kwoty wypłaconej Szymonowi Majewskiemu przez PKO BP będzie niewystarczające. A może, skoro finansowanie partii z budżetu odpada, to jest to właśnie nowa droga pozyskiwania funduszy? ;)

Agata

wtorek, 15 marca 2011

Mamy nadzieję, że kobiety to kupią

Wiosna, słońce, ze stanu marketingowej hibernacji wychodzą producenci rajstop i pończoch. Gatta kontynuuje współpracę z Joanną Horodyńską i stawia na promocję swoich bestsellerów w spocie „Bo nie grzech być kobietą” (za to grzech dawać taki slogan...) Calzedonia po raz pierwszy z kampanią telewizyjną i mocnym PR-em w serwisach modowych, które jak jedna żona masowo pokazują zdjęcia z najnowszej kolekcji.

Małgorzata Barton, szefowa marketingu Gatta w rozmowie z Groszkami mówi wprawdzie o dwutorowych działaniach promocyjnych: Nową, wiosenną kolekcję prezentujemy głównie za pośrednictwem narzędzi z zakresu public relations, skupiając się na mediach segmentu „fashion”. Natomiast celem kampanii telewizyjnej jest ugruntowanie pozycji marki Gatta jako lidera kategorii, przez prezentację najpopularniejszych rajstop w Polsce: Laura, Luna i Eve, które miesięcznie sprzedawane są w liczbie ponad 1,5 mln sztuk., jednak - właśnie poza serwisem groszki.pl - znacznie lepszy PR na stronach poświęconych modzie i stylowi ma Calzedonia.

Myślę, że Gatta za słabo eksponuje swoją ambasadorkę. Owszem, Joanna Horodyńska pojawia się w spocie reklamowym, ale przecież w tej współpracy Horodka nie jest przede wszystkim modelką, tylko projektantką/stylistką i o tym warto mówić. Tymczasem fakt, że modelki zostały przez nią wystylizowane zgodnie z wiosennymi trendami przewija się zaledwie w tle, podobnie jak informacja o dalszej współpracy w zakresie tworzenia kolekcji (nowa ma pojawić się dopiero na jesień, co dziwi, tym bardziej, że - jak mówi Barton - dwie poprzednie kolekcje Joannahorodyńskagatta zostały dobrze przyjęte przez klientki...)





Miłym zaskoczeniem jest Calzedonia. Poza dotychczasowym standardem w postaci outodoorowej kampanii, marka po raz pierwszy w Polsce postawiła na dotarcie do odbiorców via telewizja. Spot by Saatchi & Saatchi z muzyką Billy'ego Joela "She's always a woman to me" był wcześniej emitowany w innych krajach i... spotkał się z zarzutami o seksizm. Wszystko za sprawą sloganu "Mamy nadzieję, że to będzie dziewczynka" pojawiającego się na końcu filmu. Tłem dla hasła jest obraz ciężarnej kobiety, jak się domyślamy tej samej, która wcześniej przeżywa swoją pierwszą lekcję baletową, rozmowę o pracę, czy przygotowania do ślubu. Mnie to nie oburza, raczej bawi, że producent w tak bezpośredni sposób komunikuje potrzebę zwiększania sprzedaży:) W końcu o to chodzi - produkujemy rajstopy, więc każda kolejna kobieta to potencjalna klientka. Czy którykolwiek producent masowych dóbr nie chce powiększać grupy odbiorców? Bardziej bym się martwiła o stereotypowe pokazanie kobiety: delikatna, przypisana do konkretnych zajęć (balet) i ról (żona, matka), ale wybaczam, bo spot mi się podoba - jest ciepły, akurat na roztopienie zimy w sercu. No i tak muzyka!



Na deser piękna sesja z najnowszej kolekcji Calzedonia - ze wsparciem finansowym, czy bez, nie ma się co dziwić, ze serwisy modowe pokazują te fotki;)





Agata

poniedziałek, 7 marca 2011

Kopia czy inspiracja?

Z mądrościami ludowymi jest ten problem, że wszyscy je powtarzają, a mało kto potrafi zastosować. Ot, choćby taki Citroen. Widać słyszeli, że należy się uczyć od najlepszych, jednak drugą lekcję w tym temacie - tę o kopiowaniu i zarzynaniu klasyki - puścili mimo uszu. Efektem tych wybiórczych studiów jest najnowsza reklama Citroena C3. Po uszach bije "Hit the Road Jack" (1961), a po oczach styl animacji i efekt wizualny rozpowszechniony w popkulturze głównie za sprawą teledysku "Sledgehammer" (1986) Petera Gabriela.

Problem tylko w tym, że spot najnowszej kampanii Citroena, zamiast szlachetnie odwołać się do tych klasyków, bezczelnie z nich ściąga. Producent samochodów nabiera widza, sugerując, że to tylko nawiązanie, odwołanie, inspiracja. Marne to i małe, a przecież - jak każde zderzenie gigantów i spotkanie na szczycie - miało wielki potencjał...







Agata

niedziela, 6 marca 2011

X Factor bez czynnika X

Dwie rzeczy są pewne – TVN kupił format muzycznego show o największej sile rażenia i, spośród nowości z gatunku talent show pojawiających się w wiosennej ramówce, ma najbardziej trafione, mocne jury. Szczególnie udany, bo bezpretensjonalny, lekki i sympatyczny wydał mi się debiut Mai Sablewskiej w roli jurorki. Jest w porządku – na kilometr da się wyczuć kogoś, kto kocha swoją pracę, ma nosa do talentów i trendów. Jasne, pewne zagrywki może sobie darować (po co narzucać nieznanym jeszcze uczestnikom swój styl polecając – w mało elegancki sposób – zdjąć 'kobiece błyskotki'?), generalnie jednak przyjemnie jej posłuchać, przyjemnie popatrzeć (czekam na opis tej słynnej diety). Nawet Kuba Wojewódzki, etatowy juror, co - jak sam powiada - powinni mu wygrawerować na nagrobku, wciąż ma dobre teksty i trafne uzasadnienia swoich decyzji. Niewątpliwie właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jak dla mnie, może się udzielać w każdym jury, a jego udział mógłby ocalić nędzną resztę w przynajmniej kilku przypadkach;) Najmniej przekonuje mnie Czesław Mozil, jakby nie do końca dobrze odnajdujący się w formule show, zbyt chaotyczny. Może ćwiczenie uczyni mistrza?



Wielki plus za realizację. To, czego zdecydowanie brakuje w dwóch konkurencyjnych programach to świetny, dynamiczny montaż i baaardzo dobry dobór muzyki tła. W tym zawrotnym tempie, w wirze obrazków zginął gdzieś prowadzący i... to też plus! Jeśli gdzieś zaszwankowała TVN-owska machina to właśnie w miejscu wyboru prowadzącego. Nie jestem fanką Jarosława Kuźniara, a mimo to lubię go oglądać w TVN24. I właściwie tam powinien zostać, bo poranki z aktualnymi wydarzeniami, przeglądem prasy i gorącymi tematami politycznymi pozwalają mu się wykazać, podczas gdy w X Factor jest tylko częścią formatu, elementem dekoracji, w dodatku mało udanym, bo najczęściej ubierają go w fatalne zestawy. Szkoda. Jeśli prawdziwe są plotki o usilnych staraniach Kingi Rusin, by w roli prowadzącego obsadzić Bartosza Węglarczyka, to jeszcze jest okazja, aby tym staraniom uczynić zadość. Prawdopodobnie z korzyścią dla programu, widzów i obu zainteresowanych panów.

X Factor znakomicie wpisuje się też w tendencję widoczną na antenie TVN od dłuższego czasu, gdzie nawet talent shows mają niewiele wspólnego z promowaniem uczestników i ich talentów, a wiele z kreowaniem nowych i wzmacnianiem statusu starych celebrytów. Swoją drogą, format programu o tyle sprytny, że tytułowy faktor X może znaczyć dosłownie wszystko i – w zależności od potrzeb – służyć jako koronny argument na to, że ktoś się do programu nie nadaje (bo przecież nie ma X Factor), a ktoś inny tajemniczego czynnika ma dość, albo wręcz w nadmiarze. To oczywiście zawsze będzie kwestia subiektywnego spojrzenia i interpretacji. Bo, przy całej sympatii do Małgorzaty Szczepańskiej-Stankiewicz, uroczej nauczycielki z Gdańska, jakoś nie odnalazłam w jej występie czynnika X, tak samo jak w – wychwalanym przez Kubę Wojewódzkiego - Michale Szpaku. Za to Lonia Maryniak faktycznie zapowiada się ciekawie, tylko to obściskiwanie jurorów jakoś tandetnie wypadło :/





Póki co bez większych emocji, bez rewelacji, bez totalnej wpadki, czyli letnio, a miał być hit...

Agata

sobota, 5 marca 2011

(nie)Tylko muzyka

Zaczęło się - nowe ramówki, nowe show, nowe twarze (tak, niektóre są nowe, przynajmniej w tym wymiarze rozrywki). Tym razem pojedynek na muzyczne formaty między Polsatem i TVN. Jest też TVP 2 ze swoją Bitwą na głosy... Dziś musiałam wybrać, bo programy Polsatu i TVP mają emisję o tej samej porze. Dobra, nie musiałam, mogłam Tylko Muzyka zobaczyć na ipla, ale postanowiłam obejrzeć premierowo w tv, w przerwach reklamowych skacząc na publiczną Dwójkę. Oto, co zobaczyłam:

Recepta na viral
Dwóch facetów śpiewa kawałek, o którym Elżbieta Zapendowska słusznie mówi, że to odstraszacz gości weselnych. I ona jedna jest na nie, gdy przychodzi do oceny występu. Kora komentuje, że bawiła się fantastycznie, Adam Sztaba wprost przyznaje, że jest na tak, bo jeszcze nim rozpoczął się program postanowił dać szansę muzyce, której wcześniej nie słyszał. Ale to, co robi Łozo jest kwintesencją marketingowego tła całej sytuacji. Łozo zwraca się do publiczności, testując potencjał właśnie wyśpiewanego przeboju, a publiczność... entuzjastycznie wyje "Ty jesteś moja, ja jestem Twój/Razem będziemy wywalać gnój". Czemu spośród wszystkich - wielu znacznie bardziej udanych i sensownych występów - wspominam o tym? Bo myślę, że ich awans do następnego etapu to świetny pomysł na viral i... prawdopodobnie, z tej samej przyczyny, nie przypadek;) Idę o zakład, że do kolejnego odcinka, czyli w ciągu tygodnia, wieść o dwóch facetach aka Saturn Band śpiewających żenujący weselny hit obiegnie Polskę, że będzie rozsiewana przez sieć (ha, w tej chwili sama się do tego przyczyniam!) i wspominana w rozmowach, a z (prawie) każdym komunikatem o ich poczynaniach przekazywana będzie nazwa programu... Must Be The Music i stacji Polsat. Słupki i wpływy z reklam urosną. To jak, zakład?

Nowe dzieci, stare pomysły na zaistnienie
Męczą mnie dzieci śpiewające piosenki Niemena, czy Geppert - jakby na siłę szukające czegoś dojrzałego, czegoś, co pokaże, że... nie są dziećmi. Ale są i wygląda na to, że jurorzy programów łowiących talenty na zestawienie dziecko-dojrzały repertuar reagują jak pies Pawłowa, chętnie opowiadając się za dalszym udziałem zdolnych dzieciaków w dalszych odcinkach. Szkoda, że mniej chętnie promuje się te - fakt, nieraz wspaniałe głosy - po zakończeniu programu. Komunikat jest prosty: jesteście dość dojrzali, by dostarczyć rozrywki w programie i podnieść oglądalność, ale nie dość, by wesprzeć Wasze profesjonalne kariery.
Może więc złoty środek w postaci nastolatki z fenomenalnym głosem, wybierającej utwór nie dość, że wyraźnie jej bliski, to jeszcze naturalnie komponujący się z jej wiekiem i możliwościami? Stawiam na 16-letnią Magdę Wasylik śpiewającą "Hurt" Christiny Aguilery.



A na Facebooku...
W chwili, gdy to piszę, profil polskiej edycji Must Be The Music ma 72 552 fanów, Bitwa na głosy... 4 787. To wiele mówi;) Profil polsatowskiego show jest po prostu dobrze zrobiony, podczas gdy TVP zrobiła profil najwyraźniej na fali mody na to, że na Facebooku trzeba/wypada być. Szkoda, że nikt im nie powiedział, jak to robić... cóż, zawsze można się uczyć na dokonaniach konkurencji.

Kobiety rządzą, czyli profeska i/lub niezłe ciuchy
Elżbieta Zapendowska to klasa sama w sobie - spokojnie, rzeczowo, czasem z drobnym, acz znaczącym osobistym wtrąceniem (ugruntowana niechęć do weselnej muzyki). Kora, choć w zamierzeniu rockowo mocna w swych wypowiedziach, wypada pod tym względem zaskakująco blado przy chociażby naturalnym i energicznym Sztabie. Za to jeśli chodzi o stylizacje, Kora wymiata (no, może z pominięciem makijażu...) Poniżej wrzucam te, które szczególnie mi się podobały, a tutaj więcej.

Zerkając za show TVP wyłapałam egomaniactwo Michała Wiśniewskiego (nie żebym się spodziewała czegoś innego), który kazał podopiecznym śpiewać swój utwór i rewelacyjne - przynajmniej w porównaniu z pozostałymi występami tego odcinka - Jacksonowski Thriller w wykonaniu zespołu Nataszy Urbańskiej oraz ciekawy wybór piosenki w postaci Single Ladies, zaśpiewany przez zespół Urszuli Dudziak (co gwiazda jej formatu robi w programie pokroju Bitwy na głosy???). Bardzo przypadł mi do gustu look Nataszy Urbańskiej - perełka w tym programie.

Podsumowując, po dzisiejszych odcinkach głosuję na...
Magdę Wasylik za połączenie skromności z mocnym głosem
Marcina Czyżewskiego za siłę spokoju
Korę za stylizacje
Nataszę Urbańską za look wieczoru
Stronę Must Be The Music na Facebooku za możliwość głosowania przez specjalną aplikację



A jutro do gry wchodzi X-Factor...

Agata

wtorek, 22 lutego 2011

Poznaj Jonesów

Oglądam wspaniałe życie filmowej rodziny Jonesów coraz szerzej otwartymi oczyma. Nie dziwi mnie, ani nie jest dla mnie nowością pokazane w filmie zjawisko zatrudniania trendsetterów do wprowadzania na rynek nowych produktów. Nie dziwi mnie ogromna liczba przewijających się przez ekran marek, bo product placement ma swoją długą historię. Dziwi mnie, że - wobec negatywnego wydźwięku filmu i (uwaga spoiler!) samobójstwa jednego z bohaterów, który popada w długi starając się dotrzymać kroku idealnym Jonesom - firmy takie jak Audi, YSL, MBT, czy HTC zgodziły się na prezentację w The Joneses. Drążę więc temat i krok po kroku przekonuję się, że część firm nie tylko zgodziła się na ten wątpliwy product placement, ale wręcz chwali się obecnością swoich produktów w obrazie Derricka Borte'a!

Rachel West na www.suite101.com przywołuje wypowiedź reżysera, który opowiadał o trudnościach z pozyskaniem zgody na filmowanie niektórych produktów właśnie z uwagi na mroczny, negatywny obraz społeczeństwa konsumpcyjnego i technik kreowania popytu na luksusowe produkty odmalowany w The Joneses. O szczegółach, w wywiadzie dla www.reelzchannel.com mówi także producent filmu, Doug Mankoff:

I went in thinking that brand integration would be easy, but found it wasn't. Partly because of the movie's message and partly because the economy tanked right as we were starting development. Director Derrick [Borte] was a strong proponent that we use real brands, not made up ones. First, it's really expensive to do that, to create products and brands. Plus the movie's more real that way.... One brand we had to create was Rudy's Rum Punch — no one wants to be associated with drunk driving, especially when it involves a teenager.

Mankoff wspomina, że spośród ponad 40 marek obecnych w filmie, finansowo produkcję wsparły dwie. Producent opowiada też o wykorzystaniu obecności w filmie w działaniach promocyjnych poszczególnych brandów, zwracając uwagę na dumę(!) z udziału w filmie, czy wręcz strategiczne wykorzystanie tego faktu (case producenta butów MBT, który sponsorował Hollywoodzką premierę filmu i z radością komunikuje swoją w nim obecność także na polskim Facebooku). Co ciekawe, są i takie firmy, które - mimo wyraźnej zgody na wykorzystanie ich produktów podczas zdjęć - siedzą cicho jak mysz pod miotłą, obawiając się, że klienci nie zrozumieją decyzji o pokazaniu się w filmie, która była jakoby motywowana przed wszystkim chęcią udziału w dyskusji o zjawiskach stanowiących jeden z głównych akcentów The Joneses... fakt, ja jako widz nie kupuję takich wyjaśnień;) Co więcej myślę, że podobnymi deklaracjami firmy wznoszą się na nowy poziom hipokryzji i/lub cynizmu.

Całość moich poszukiwań zwieńczyła informacja o flircie twórców z technologią przyszłości, czyli Media/And's SmartBar technology. Wykorzystując fragment The Joneses firma przygotowała demo systemu pozwalającego na interaktywne zakupy w trakcie oglądania. Dzięki tej technologii, odbiorca nie tylko dowiaduje się, jakie produkty aktualnie widać na ekranie, ale też może – klikając na odpowiednie liki wyświetlane z boku – kupić je online, odwiedzić strony internetowe aktorów, znaleźć lokalnego dealera prezentowanej marki samochodów.



Wszystko to bardzo fascynujące, ale... choć bardzo się staram uniknąć złośliwości, w mojej głowie rodzi się proste pytanie: na ile wiarygodny jest film z fabułą opartą na krytyce konsumeryzmu i nowoczesnych techniki marketingowych, a jednocześnie tak mocno nimi przesiąknięty? A może takiego filmu nie da się dziś zrobić bez wchodzenia w bliskie relacje z pokazywanymi markami?



Agata

poniedziałek, 14 lutego 2011

Coaching, my dear friend

To będzie recenzja sentymentalno-osobista z nutką powagi.

My dear friend
Z "Coachingiem" przyjaźnię się od pierwszego numeru - spotykamy się co kwartał w druku i co jakiś czas w mniej formalnych okolicznościach facebookowych. Każde spotkanie to porządna dawka pozytywnej energii, materiału do przemyśleń i kopniaka do działania. I tym razem (nr 1/2011) nie zawiodłam się.

Pierwsza kawa i plotki
Na spotkanie umówiliśmy się w saloniku prasowym na stacji metra i to okazało się dość kłopotliwe. Wiecie jak to jest, gdy przyjaciel nagle zmieni coś w swoim wyglądzie? Coś, co do tej pory wydawało się jego znakiem rozpoznawczym jak bob Mary Portas albo usta Angeliny Jolie. No więc "Coaching" na to spotkanie wpadł odmieniony - po serii mocnych, wyrazistych okładek zaskoczył mnie rodzinną drużyną szermierzy wychylających się z najnowszego numeru. Trudno mi było odnaleźć przyjaciela na półce wśród innych tytułów, ale dałam radę. I choć początkowo zmiana stylu okładki wydawała mi się niekorzystna, później pomyślałam, że taka w końcu natura coachingu - pomaga odkrywać nowe możliwości.

Przy pierwszej kawie na tapetę wskoczyły tematy zakupów i plotek, jednak myliłby się ten, kto by uznał to za babskie gadanie. Nic z tych rzeczy. Tekst "Kupuję, więc jestem" jest ciekawy, czyta się lekko, choć - niestety - stanowi przede wszystkim podsumowanie i skrót tego, o czym porywająco pisze w swojej książce "Zakupologia" Martin Lindstrom. Mówiąc krótko, artykuł dla tych, co Lindstroma nie znają albo dla tych, którzy mają ochotę przypomnieć sobie jego przemyślenia w przysłowiowej pigułce.

Dalej było tylko lepiej - wiadomo, nic tak nie elektryzuje jak plotka! Co ciekawe dla mnie jako freelancera, artykuł "Jak skutecznie plotkować", z pozoru przydatny głównie korporacyjnym zwierzętom (proszę się nie obrażać, to tylko odwołanie do Conniffa) znacznie ułatwił mi życie. Przyczyny dopatruję się w tym, że plotka, podobnie jak każdy inny rodzaj komunikacji może służyć budowaniu relacji, ale i skutecznie je niszczyć. Emily Anthes znakomicie pokazuje, jak - również za pomocą plotki - te relacje budować, bez względu na to, czy pracujemy w stałym gronie, czy jako wolni strzelcy.

Osobiście i sentymentalnie
Bardzo osobiście odebrałam dwa kolejne teksty: o sabbaticalu oraz okładkowy, opowiadający o rodzinnym teamie i tym, jakie przeszkody i trudności na niego czyhają. Okazuje się, że jestem wielką szczęściarą - dotąd dwukrotnie przytrafiło mi się ożywcze doświadczenie urlopu od/do. Po raz pierwszy jeszcze na studiach, gdy przedłużone wakacje w Dublinie szybko zamieniłam na stypendium w Londynie, spędzając tym samym okrągły rok na Wyspach. Rok pełen wrażeń, nowości, zmian. Drugi sabbatical to... ciąża i kończący się właśnie urlop macierzyński. W sumie też rok i chyba jedna z najciekawszych wypraw, w jakich brałam udział, a na pewno jedna z gatunku tych, które wymuszają wręcz spojrzenie z nowej perspektywy na większość obszarów życia;)

"Karuzela z uczuciami" dała mi za to do myślenia o sobie w nowej roli - matki i o tym, jak z mężem i malutkim Edgarem uczymy się siebie, jak, już teraz mamy szansę budować wszystko na mocnych i zdrowych podstawach. Myślę, że ten artykuł powinien być masowo przedrukowany do magazynów parentingowych!:)

Artykuł "Introwertycy są ekstra!" zostawił mnie z mieszanymi uczuciami. Czyżbym tyle lat żyła w błędnym przekonaniu o swoim ekstrawertyzmie? Czy jestem introwertyczką, czy po prostu chcę być ekstra?;) Z tym tematem będę musiała się zmierzyć na poważnie i w dłuższej perspektywie czasowej. Za to od razu mogę się zmierzyć z koncepcją dwóch panów Heath: "Pstryk i zmiana". Przypomnieli mi licealnego łacinnika, który niezmiennie powtarzał: Połowę pracy wykonał, kto zaczął i dorzucili kilka cennych uwag. Może dzięki nim uda mi się systematycznie aktualizować bloga?

Smaczki
W każdym numerze "Coachingu" odnajduję smaki i smaczki - drobnostki, które nadają pismu charakter, sprawiają, że jest przyjazne, przyjemne w odbiorze, a czasami zaskakujące. Od początku moim faworytem są drogowskazy zamieszczane pod każdym artykułem - gdzie się wybrać po więcej: do jakich książek sięgnąć, jakie strony odwiedzić. Chętnie korzystam, tym bardziej, że ta lektura nieraz umiliła mi oczekiwanie na kolejny numer "Coachingu". Tym razem do smaczków trafiają również: dobór kluczowych ilustracji w tekstach o introwertykach i zmianie - Edward Nożycoręki i Salvador Dali rewelacyjni! Za absolutny hit uważam infografikę "W poszukiwaniu straconego czasu" - genialne i zabawne zastawienie pompatycznego proustowskiego tytułu z codziennymi pożeraczami czasu. Nawet się czasami zastanawiam, jakie wyliczenia jeszcze bym tam chciała zobaczyć: zmiany pieluszek? Dawania smakołyków psu (buldożki to wyjątkowe łasuchy, więc pomnożyłabym czas przez dwa;))?

Zmiany, zmiany
Niedawno dowiedziałam się, że nasze spotkania będą częstsze. I się cieszę i martwię. Miło spotkać przyjaciela więcej niż raz na kwartał, ale, ale... czy nie dostanie zadyszki? Czy narzucając sobie nowe tempo nie zmęczy się jak wojownik z tekstu Wojciecha Eichelbergera? Dam znać następnym razem!

Więcej o magazynie na:
stronie internetowej
Facebooku

Agata